Stan Szczypty na 16 tydzień ciąży:
Szczypta o Mnie
- waga wyjściowa to 60 kg dziś jest 68 kg o matko najświętsza masakra jak tak dalej pójdzie chyba ze 100 kg będę ważyć
- obwód brzuszka początkowej miary nie znam, a szkoda nie przyszło mi do głowy by zmierzyć, na dziś 85 cm
- długość maluszka 11 cm
- waga maluszka 90 gr
- samopoczucie w odchodzącym 15 tygodniu towarzyszyły mi bóle głowy, pulsujące, straszne momentami nie do wytrzymania, pocieszający jest fakt, że podobnie było z Lulcią w 4 mc ciąży zaczęły mnie nawiedzać wspomniane bóle głowy, które po mc przeszły i oby teraz tak było
- apetyt wzmożony, ale już nie tak jaki towarzyszył mi na początku ciąży
- wygląd zewnętrzny mamuśki: od czasu do czasu pojawiają się pojedyncze wypryski na twarzy, zdecydowanie powiększone piersi chyba o jeden rozmiar do przodu jak nic dużo bardziej większe niż w pierwszej ciąży
- samopoczucie: nadal towarzyszy mi wzmożona ilość zapotrzebowania na sen
Szczypta o Mnie
Dziecko
Jeszcze coś z zapisków ciążowych co w poprzednich umknęło, a równie ważne są
listopada 19, 2014
O ciąży będzie ciąg dalszy już nie dalszy, a prawie bieżący. Jak wiecie swój poprzedni post zakończyłam tym, że wybraliśmy się na Weekend Listopadowy w Góry Stołowe oczywiście po konsultacji z moim gin, który zgodę wyraził. O naszym wypadzie w góry będzie osobny post. Po powrocie z Gór, wróciliśmy jak wiecie dzień wcześniej niż planowaliśmy, we wtorek wieczorem zaczęło mnie coś rozbierać, pożarłam czosnek i miód z cynamonem co by zadusić cholerstwo w zarodku. W nocy doszła gorączka prawie 38 piłam napotną lipę, ale pocenie nie chciało przyjść. W środę rano miałam zamiar iść do pracy jednak zamiast do pracy poszłam do lekarza z gorączką i potwornym bólem gardła. U lekarza na szczęście zarówno do rejestracji jak i do lekarza nikt sprzeciwu nie wykazywał i przepuścili mnie w pierwszej kolejności. O dzięki ! I tak angina ropna jednostronna, zalecenia dwa dni czekam jak objawy się nasilą włączyć trzeba antybiotyk. Zalecenia na zbicie gorączki okłady z octu, chłodna kąpiel, napotne napoje co by się wypocić, na gardło próbować usunąć czopy ropne, (gdyby to było proste), płukanie woda z solą, z sodką, z wodą utlenioną na przemian, do psikania Hascosept. Dzielnie włączyłam, ale nie zwyciężyłam i w czwartek po konsultacji z jeszcze jedną Panią dr i tu dziękuje za tą konsultację i utwierdzenie w przekonaniu, że antybiotyk przy mojej anginie w moim stanie to mniejsze zło. mua :* Antybiotyk poszedł w ruch bo migdał został zaatakowany przez ropę drugi i już były dwa obolałe i chore, gorączka zejść nie chciała, ja jeść nie mogłam z sił opadałam, bo tylko bym spała. Antybiotyk okazał się zbawieniem, bo na dzień następny w piątek czułam się jak nowo narodzona, czuję, że wracam do żywych. Mam nadzieję i proszę by więcej choróbsk się mnie już nie imało w tej ciąży,bo już limit swój wyczerpałam. Już dwa z antybiotykami dość. Tak więc coś muszę o odporności pomyśleć na ten okres zimowy co dopiero przed nami. Jak znacie coś polecacie, chętnie przyjmę :)
A druga część naszych ciążowych opowieści będzie o tym jak starsza siostra zareagowała na wieść o dzidzi w brzuszku. Pozytywnie bardzo. Ucieszyła się. Na pytanie czy chciałaby siostrę czy brata odpowiedziała jednomyślnie siostrę. Już padły nawet propozycję imion Tala czyt. Natalia więc jeśli dojdzie co do czego chyba mama z tatą za wiele do powiedzenia nad wyborem imienia nie będą mieli do gadania. Łóżka w pokoju nie odda dzidzia ma spać na podłodze obok łóżka Lulci co by jak zapłacze będzie mogła ją uspokoić, będzie jadła sisio czyt. cycusia i kto będzie dzidzie karmiła Lulcia, przecież nie mama. I Lulcia uwaga też ma dzidzie fufo czyt.w brzuszku. Generalnie dopytuje się o wszystko w temacie dzidzi. I tak gdy jest weekend wstajemy, znaczy się Lulcia wstaje mama by z chęcią pospała to się pyta czy skoro mama chce spać to czy dzidzi też, jak mama jednak wstaje, to czy to znaczy, że dzidzia też już wstała, kiedy mama je, to czy dzidzia też je, kiedy chorowała mama na paskudną anginę to czy dzidzi też choruje, a jak trzeba iść spać, a mama ostatnio chodzi wcześniej spać to wszystkich ucisza bo dzidzia już śpi, etc.... Pokazywaliśmy jej zdjęcia z USG, ale generalnie chyba nie za bardzo do niej przemówiły, bo minę miała nie tęgą. Natomiast co miłe uwzględniła w planach naszego domku na przyszłość duży pokój dla Lulci bo jest lula-duża, a dla dzidzi maluty-malutki pokój b jest mala-mała. I tak wyglądają relację Lulci z dzidzią na tym etapie, zobaczymy jak sprawy potoczą się dalej,kiedy mamuśće brzuszek zacznie rosnąć bardziej, a i dzidzia zacznie kopać :)
Czekamy wszyscy z niecierpliwością : na to :)
Szczypta o Mnie
A druga część naszych ciążowych opowieści będzie o tym jak starsza siostra zareagowała na wieść o dzidzi w brzuszku. Pozytywnie bardzo. Ucieszyła się. Na pytanie czy chciałaby siostrę czy brata odpowiedziała jednomyślnie siostrę. Już padły nawet propozycję imion Tala czyt. Natalia więc jeśli dojdzie co do czego chyba mama z tatą za wiele do powiedzenia nad wyborem imienia nie będą mieli do gadania. Łóżka w pokoju nie odda dzidzia ma spać na podłodze obok łóżka Lulci co by jak zapłacze będzie mogła ją uspokoić, będzie jadła sisio czyt. cycusia i kto będzie dzidzie karmiła Lulcia, przecież nie mama. I Lulcia uwaga też ma dzidzie fufo czyt.w brzuszku. Generalnie dopytuje się o wszystko w temacie dzidzi. I tak gdy jest weekend wstajemy, znaczy się Lulcia wstaje mama by z chęcią pospała to się pyta czy skoro mama chce spać to czy dzidzi też, jak mama jednak wstaje, to czy to znaczy, że dzidzia też już wstała, kiedy mama je, to czy dzidzia też je, kiedy chorowała mama na paskudną anginę to czy dzidzi też choruje, a jak trzeba iść spać, a mama ostatnio chodzi wcześniej spać to wszystkich ucisza bo dzidzia już śpi, etc.... Pokazywaliśmy jej zdjęcia z USG, ale generalnie chyba nie za bardzo do niej przemówiły, bo minę miała nie tęgą. Natomiast co miłe uwzględniła w planach naszego domku na przyszłość duży pokój dla Lulci bo jest lula-duża, a dla dzidzi maluty-malutki pokój b jest mala-mała. I tak wyglądają relację Lulci z dzidzią na tym etapie, zobaczymy jak sprawy potoczą się dalej,kiedy mamuśće brzuszek zacznie rosnąć bardziej, a i dzidzia zacznie kopać :)
Czekamy wszyscy z niecierpliwością : na to :)
Szczypta o Mnie
Weekend Listopadowy. W tym roku spędzony w gronie naszej trójki i jednego dzidzia w brzuszku :) w Górach Stołowych, znajomi chętni byli, ale w ostatniej chwili wycofali się z powodów bliżej nieokreślonych.
Tak więc kwatery szukać postanowiliśmy na miejscu, za miejscowość docelową uznaliśmy Kudowę Zdrój. Jednak kij jakiś nas podkusił i po drodze postanowiliśmy objechać mniejsze miejscowości, wsie w poszukiwaniu kwater i to był nasz błąd bo czas straciliśmy, a kwater nie znaleźliśmy. W Kudowie udało się nam to od razu. Kwatera z osobnym wejściem z własnym aneksem kuchennym i łazienką dużym salonem i sypialnią za 30 zl/os za Lulcię nie płaciliśmy z własnym małym ogródkiem cudowne miejsce mówię Wam.
Pierwszego dnia po rozpakowaniu szpargałów udaliśmy się na jedzenie bo żołądki przyrosły nam do kręgosłupa. Wybraliśmy Cafe Domek. Żarcie może być nic nadzwyczajnego, szybko podane,estetycznie i co najważniejsze najedliśmy się. Potem szybkie zakupy na śniadanie i spanie my z Lulcią zawinęłyśmy się o 20, tatko rzecz jasna oglądał TV.
Dzień drugi po śniadanku wybraliśmy się na zdobycie (O)Błędne Skały położone na wysokości 900 m n.p.m. jest to zespół bloków skalnych, które tworzą malowniczy labirynt. Pogoda w wędrówce nam dopisała świeciło piękne słońce, a my maszerowaliśmy, oczywiście tatko miał przechlapane bo od czasu do czasu musiał dźwigać 14 kg słodki ciężar na plecach, który marudził, że bolą go nogi, ale powiem Wam z ręką na sercu trasa łatwa, prosta, były może dwa takie naprawdę konkretne podejścia po skałach, korzeniach pod górę gdzie sama musiałam odpocząć to nie ma co Lulcia pięknie maszerowała i wspinała się po tych górach, bo na tych odcinkach nie było mowy, by tatko ją niósł. I wielu turystów na drodze spotkanych jej to mówiło, że jak ona dzielna, że tak pięknie wchodzi pod tą górę. Marudziła wiadomo to naturalne, musiała na chwilę przycupnąć na skałkach co by nabrać sił, ale przekąski robią swoje :) Po 1,5 godz marszu udało się doszliśmy i co. Piękne widoki, a sam Labirynt niebywałe zjawisko, kto nie był polecam. Labirynt momentami tak wąski,że bez dwóch zdań nie dla wszystkich kto bardziej puszysty by nie przeszedł, musiałby się cofnąć, albo by się zaklinował no mówię Wam na bum cyk cyk, a ilu turystów to głowa mała, aż trudno uwierzyć. Lulci ten skalny labirynt bardzo się podobał szczególnie wąskie przejścia. Droga powrotna była już łatwiejsza bo z górki. Tego samego dnia zobaczyliśmy jeszcze Kaplicę Czaszek w Czermnej.
Po zwiedzaniu udaliśmy się na zasłużony posiłek do Baru Ania. Uwielbiam takie miejsca coś na wzór baru mlecznego, których dziś jak na lekarstwo, a szkoda, bo tam można zjeść smacznie, niedrogo, domowo, jak u mamy i pysznie. Tak było też u Ani. Zjedliśmy po pysznej pomidorówce, na drugie każdy coś innego tatko wątróbkę, ja szwajcara,a Lulci sama zupa do szczęścia wystarczyła, do tego pyszny kompot, gdzie dziś dostaniesz kompot wszędzie tylko ta paskuda cola, a za wszystko zapłaciliśmy 40zł, a najedliśmy się jak dzikie osły. Polecam Wam. Ja zawsze szukam na posiłek takich miejsc, bo wiem, że zjem pysznie, niedrogo , swieżo i zdrowo.
A Wy jadacie w takich miejscach ?
Po obiadku wyruszyliśmy na research Kudowy. I tak trafiliśmy do Pijalni Wód, zwiedziliśmy Park Zdrojowy i okoliczne stragany. Dzień następny maiła być wycieczka do Wrocławia.
I była wycieczka do Wrocławia, ale w drodze powrotnej do domu, bo Lulcia dostała jakiejś wysypki i woleliśmy dmuchać na zimne.
Ale rano kiedy już wyszykowani wychodzi z domku w ogródku skubią trawkę dwie małe sarenki uwierzycie w to widok cudowny, niebywały wprost, nieziemski.
Walizy spakowane, a że w drodze powrotnej z Kudowy do Wrocławia moc atrakcji, tak zahaczyliśmy o
Zamek Leśna na Szczytniku, dziś zaadoptowany dla Domu Pomocy Społecznej dla Umysłowo Chorych Mężczyzn, więc zwiedzać można z zewnątrz.
Kolejny punkt na naszej drodze to Krzywa Wieża w Ząbkowicach Ślaskich niestety był poniedziałek, a w poniedziałki Wieża zamknięta dla zwiedzających,szkoda, bo krzywa jest, a Zamek w Ząbkowicach w remoncie. I ostatni punkt, o który zahaczyliśmy to Twierdza w Srebrnej Górze robi wrażenie, zwiedzaliśmy sami bez przewodnika, a korytarzach podziemnych twierdzy można by na własną rękę się zgubić.
I na koniec Wrocław miały być pyszne pierogi w Starym Młynie, ale kolejka nw oczekiwaniu na stolik była dwumetrowa, masakra :/ Skończyło się na Sphinxie dawno w nim nie byłam i prędko nie wrócę rozczarowałam się nie wiem czy to wrażenie wrocławskiego Sphinxa, ale było nie smacznie, tłoczno i nic nie mają dla dzieci, bo to menu dla dzieci proszę, ale nich se wsadzą w t...k Na Wrocławskim Rynku przebiliśmy piątkę z jednym z wrocławskich krasnali i wróciliśmy do auta, bo przed nami jeszcze długa droga, a na zegarze była 19:30.Z pewnością do Wrocławia chciałabym wrócić na dłużej i przyjrzeć mu się z bliska i z pewnością go odwiedzę.
I tak w spokoju i dość szybko wróciliśmy do domu przekraczając próg domu parę minut po 22 :)
Szczypta o Mnie
Tak więc kwatery szukać postanowiliśmy na miejscu, za miejscowość docelową uznaliśmy Kudowę Zdrój. Jednak kij jakiś nas podkusił i po drodze postanowiliśmy objechać mniejsze miejscowości, wsie w poszukiwaniu kwater i to był nasz błąd bo czas straciliśmy, a kwater nie znaleźliśmy. W Kudowie udało się nam to od razu. Kwatera z osobnym wejściem z własnym aneksem kuchennym i łazienką dużym salonem i sypialnią za 30 zl/os za Lulcię nie płaciliśmy z własnym małym ogródkiem cudowne miejsce mówię Wam.
Pierwszego dnia po rozpakowaniu szpargałów udaliśmy się na jedzenie bo żołądki przyrosły nam do kręgosłupa. Wybraliśmy Cafe Domek. Żarcie może być nic nadzwyczajnego, szybko podane,estetycznie i co najważniejsze najedliśmy się. Potem szybkie zakupy na śniadanie i spanie my z Lulcią zawinęłyśmy się o 20, tatko rzecz jasna oglądał TV.
Dzień drugi po śniadanku wybraliśmy się na zdobycie (O)Błędne Skały położone na wysokości 900 m n.p.m. jest to zespół bloków skalnych, które tworzą malowniczy labirynt. Pogoda w wędrówce nam dopisała świeciło piękne słońce, a my maszerowaliśmy, oczywiście tatko miał przechlapane bo od czasu do czasu musiał dźwigać 14 kg słodki ciężar na plecach, który marudził, że bolą go nogi, ale powiem Wam z ręką na sercu trasa łatwa, prosta, były może dwa takie naprawdę konkretne podejścia po skałach, korzeniach pod górę gdzie sama musiałam odpocząć to nie ma co Lulcia pięknie maszerowała i wspinała się po tych górach, bo na tych odcinkach nie było mowy, by tatko ją niósł. I wielu turystów na drodze spotkanych jej to mówiło, że jak ona dzielna, że tak pięknie wchodzi pod tą górę. Marudziła wiadomo to naturalne, musiała na chwilę przycupnąć na skałkach co by nabrać sił, ale przekąski robią swoje :) Po 1,5 godz marszu udało się doszliśmy i co. Piękne widoki, a sam Labirynt niebywałe zjawisko, kto nie był polecam. Labirynt momentami tak wąski,że bez dwóch zdań nie dla wszystkich kto bardziej puszysty by nie przeszedł, musiałby się cofnąć, albo by się zaklinował no mówię Wam na bum cyk cyk, a ilu turystów to głowa mała, aż trudno uwierzyć. Lulci ten skalny labirynt bardzo się podobał szczególnie wąskie przejścia. Droga powrotna była już łatwiejsza bo z górki. Tego samego dnia zobaczyliśmy jeszcze Kaplicę Czaszek w Czermnej.
Po zwiedzaniu udaliśmy się na zasłużony posiłek do Baru Ania. Uwielbiam takie miejsca coś na wzór baru mlecznego, których dziś jak na lekarstwo, a szkoda, bo tam można zjeść smacznie, niedrogo, domowo, jak u mamy i pysznie. Tak było też u Ani. Zjedliśmy po pysznej pomidorówce, na drugie każdy coś innego tatko wątróbkę, ja szwajcara,a Lulci sama zupa do szczęścia wystarczyła, do tego pyszny kompot, gdzie dziś dostaniesz kompot wszędzie tylko ta paskuda cola, a za wszystko zapłaciliśmy 40zł, a najedliśmy się jak dzikie osły. Polecam Wam. Ja zawsze szukam na posiłek takich miejsc, bo wiem, że zjem pysznie, niedrogo , swieżo i zdrowo.
A Wy jadacie w takich miejscach ?
Po obiadku wyruszyliśmy na research Kudowy. I tak trafiliśmy do Pijalni Wód, zwiedziliśmy Park Zdrojowy i okoliczne stragany. Dzień następny maiła być wycieczka do Wrocławia.
I była wycieczka do Wrocławia, ale w drodze powrotnej do domu, bo Lulcia dostała jakiejś wysypki i woleliśmy dmuchać na zimne.
Ale rano kiedy już wyszykowani wychodzi z domku w ogródku skubią trawkę dwie małe sarenki uwierzycie w to widok cudowny, niebywały wprost, nieziemski.
Walizy spakowane, a że w drodze powrotnej z Kudowy do Wrocławia moc atrakcji, tak zahaczyliśmy o
Zamek Leśna na Szczytniku, dziś zaadoptowany dla Domu Pomocy Społecznej dla Umysłowo Chorych Mężczyzn, więc zwiedzać można z zewnątrz.
Kolejny punkt na naszej drodze to Krzywa Wieża w Ząbkowicach Ślaskich niestety był poniedziałek, a w poniedziałki Wieża zamknięta dla zwiedzających,szkoda, bo krzywa jest, a Zamek w Ząbkowicach w remoncie. I ostatni punkt, o który zahaczyliśmy to Twierdza w Srebrnej Górze robi wrażenie, zwiedzaliśmy sami bez przewodnika, a korytarzach podziemnych twierdzy można by na własną rękę się zgubić.
I na koniec Wrocław miały być pyszne pierogi w Starym Młynie, ale kolejka nw oczekiwaniu na stolik była dwumetrowa, masakra :/ Skończyło się na Sphinxie dawno w nim nie byłam i prędko nie wrócę rozczarowałam się nie wiem czy to wrażenie wrocławskiego Sphinxa, ale było nie smacznie, tłoczno i nic nie mają dla dzieci, bo to menu dla dzieci proszę, ale nich se wsadzą w t...k Na Wrocławskim Rynku przebiliśmy piątkę z jednym z wrocławskich krasnali i wróciliśmy do auta, bo przed nami jeszcze długa droga, a na zegarze była 19:30.Z pewnością do Wrocławia chciałabym wrócić na dłużej i przyjrzeć mu się z bliska i z pewnością go odwiedzę.
I tak w spokoju i dość szybko wróciliśmy do domu przekraczając próg domu parę minut po 22 :)
(O)Błędne Skały
Młode sarenki przywitały nas rano w ogródku :)
Krzywa Wieża w Ząbkowicach Śląskich
Szczypta o Mnie
Na początku dziękuje każdemu z osobna za miłe słowa, komentarze, sms, maile z gratulacjami o brzuszku mua :*
Jestem w ciąży ! Test to potwierdził, ale czemu się nie cieszę. Nie ciesze się, bo towarzyszy mi strach. Wierzę jednak, że wszystko będzie tym razem w porządku, że nie powtórzy się już to co mnie/nas spotkało w maju. Jednak na tą chwilę, a jest to 7 tydzień ciąży wie przyszła mama i tata nikt więcej. Czekam z niecierpliwością na wizytę na 30.09, na oficjalne potwierdzenie dobrych wieści, a co do powiadomień o dobrych nowinach póki co mam zamiar czekać do końca pierwszego trymestru, ale to póki co założenia jak wyjdzie zobaczymy. Zapiski będą dość chaotyczne, ale mnie to nie przeszkadza, ba szczerze nie wiem czy ujrzą kiedyś światło dzienne.
Ale do rzeczy.
Dzieciątko wszystko na to wskazuje zostało poczęte na naszych greckich wakacjach w dniu urodzin mężusia tak świętowaliśmy owocnie :) Testu nie zrobiłam zaraz od razu, natychmiast, odwlekałam to w czasie, zrobiłam dopiero po ok 10 dniach od braku @ choć wiedziałam, co jest na rzeczy.
A jaki jest początek tej ciąży. Ano podobny do pierwszej owocnej ciąży z Lulcią. Dopadło mnie przeziębienie, z którego nie udało mi się wykaraskać.Musiałam zażyć niestety antybiotyk. Siła wyższa. Lekarz po tygodniu łykania syropu z cebulki i nasilającym się kaszlu dostałam Amotaks, bezpieczny dla dzidziusia, choć wiadomo, że antybiotyki dobre nie są, ale wierze, że będzie, jest wszystko ok. W fakcie tym utwierdził mnie też lekarz mój i pulmonolog. Z Lulcią też miałam przeziębienie i ogólne samopoczucie na grypę, ale udało się wykaraskać. Dokucza mi strasznie wilczy apetyt podobnie teraz jak i z Lulcią nie towarzyszą mi nudności, a wilczy głód. Jestem ciągle nie najedzona, co zjem to zaraz czuję ssanie w żołądku, jadłabym non stop, masakra już przytyłam 1,5 kg jak tak dalej pójdzie to będę jak wieloryb, ograniczam się jak mogę rozdzielam sobie posiłki na mniejsze, a częstsze, zapijam się herbatą, albo wodą, ale to nic nie pomaga jestem ciągle głodna, byle do 14.11 wtedy koniec pierwszego trymestru i mam nadzieje, że wilczy głód mi odpuści, mówię Wam masakra :/ Co prócz tego moje piersi są bardzo wrażliwe i tkliwe na dotyk, po za tym już nabrały większych kształtów :), a po za tym senność mega senność, w pracy póki co 8 godz jestem i walczę ze snem. Staram się chodzić wcześniej spać, ale o 14 łapie mnie kryzys snu, po powrocie do domu jak jest okazja staram się choć na chwilkę zdrzemnąć, albo choć na chwilkę się położyć i odpocząć, choć jest to trudne przy aktywnej trzylatce. I tak nam lecą kolejne dni i tygodnie, a każdy tydzień zbliża nas do końca pierwszego trymestru.
30.09 pierwsza wizyta u gina. Ginekolog prowadzi ciąże inny ze szpitala prowadził mnie podczas poronienia i wywarł na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Miły, współczujący, odpowiadał na każde pytanie i wiedziałam, że do niego pójdę na wizyty kontrolne. Zresztą zlecił mi po poronieniu szereg badań by może znaleźć przyczynę czemu tak się stało z badań nic nie znalazł. Tak miało być. Z Panem dr miałam do czynienia pamiętam bo jest bardzo przystojny :) podczas porodu z Lulcią, bo szpital nie zmiennie ten sam.
Po badaniu i wywiadzie pan dr potwierdził ciążę, teraz tylko trzeba dokładnie się przyjrzeć co tam w środku piszczy. Pierwsze USG mamy 16.10. A co po za tym na wizycie. Przepisana została mi luteina 2xdziennie, ciąża wyższego ryzyka ze względu na poronienie, które miało miejsce w maju, więc mam się oszczędzać, nie przemęczać i nie forsować. Hmm łatwo powiedzieć trudniej zrobić.
O ciąży nadal wiedzą tylko przyszła mama i tata. Tak jak mówiłam mamy zamiar przekazać radosną nowinę kiedy pierwszy trymestr się skończy. Pracuję nadal, pytałam się gina wyraził zgodę ze względu na prace siedzącą, lekka, przy kompie z informacją, że w każdym momencie mogę prosić o zwolnienie. W pracy pracuję na pełen etat 8 godzin i pracodawca póki co nic jeszcze nie wie zamierzam powiedzieć po USG. Spytać można czemu nic nie wie, a no temu, że troszkę gdzieś tam mam pewne obaw, a składa się na to kilka bardzo ważnych, istotnych czynników.
Głodna nadal jestem jem strasznie dużo przytyłam 5 kg rozumiecie to 5 kg jak tak dalej pójdzie będzie masakra, ale ja Wam mówię z ręką na ręku, że jak nie zjem to mam mdłości. Tak było w miniona sobotę 4.10 kiedy wracałam ze swoim tatą z działki. Przed wyjazdem zjadłam zupę, ale po jakimś czasie byłam wciąż głodna, i ten cholerny głód przerodził się w tak masakrystyczne mdłości, że jadąc autem musiałam przerwać rozmowę z mama przez telefon, otworzyć okno, bo myślałam, że wystawię łeb przez okno i się zerzygam. Wpadłam do domu rozebrałam się w piżamę, pociumałam spagethi, które zrobił mój kochany mąż, ale wyjątkowy miałam wstręt jak na nie patrzyłam i poszłam spać, a na zegarze była 19. Chwile poleżałam zasnąć nie mogłam i miałam pierwsze spotkanie tej ciąży z toaletą, ale od razu lepiej się zrobiło, zasnęłam i spałam do rana i w końcu chyba się wyspałam.
Czekamy do 16.10 na USG. W głowie mam USG genetyczne ze względu na poronienie muszę w końcu się zapisać.
16 minął jestem po USG. Kamień spadł mi z serca wszystko w porządku ciąża żywa, na tym etapie prawidłowa wg. USG 9 tydzień, termin na 15.05.2015 zrządzenie losu tego dnia wydarzyło się to co bym chciała wymazać na zawsze z pamięci.
Dzidziuś żywy, było widać bijące serduszko. I tyle na tym etapie. Pytałam się o badania genetyczne polecił mi lekarz przychodnie gdzie najlepiej robić i w jakim okresie. Musze w końcu wykręcić nr i się zapisać, bo wspólnie z mężem podjęliśmy decyzję na tak.
Teraz badania krwi i moczu przede mną. A kolejna wizyta już 28.10.
O naszym cudzie jeszcze nikt nic nie wiem. Wiem, wiem muszę w końcu to powiedzieć, rodzina dowie się po zakończonym pierwszym trymestrze tak jak powiedziałam już bliżej jak dalej, a w pracy ciągle gdzieś mały strach mi towarzyszy, ale w końcu muszę się zebrać w sobie.
Z dolegliwości ciążowych nic się nie zmieniło ssanie mam wciąż, a dziś pojawiła się zgaga po zjedzeniu pączka, oby to jednorazowe, bo w pierwszej ciąży zgaga była, ale pod koniec ciąży, a nie na początku i był to kosmos.
Ostatnio mama była u mnie, a ja standardowo dres na sobie. Brzuszek mi trochę wydęło. Na co mama pytanie mnie" Czy Ty jesteś w ciąży taki brzuch masz, a nigdy takiego nie miałaś"
Pomyśleć możecie wariatka, ale ja zaprzeczyłam powiedziałam najadłam się. Nie chciałam w takiej formie ją informować, chcemy o tym razem powiedzieć kiedy I trymestr się skończy,pokazać zdjęcia, wiedzieć, że wszystko jest w porządku, a już bliżej jak dalej.
W piątek ostatni byliśmy u przyjaciół pojechaliśmy autem ja prowadzić miałam w powrotną stronę, bo nie pijąca wiadomo. Przyjaciółka trochę z lekka zdziwiona i rozczarowana była, że kierowcą jestem i prowadzę, bo się nie napijemy. W połowie imprezy spytała się mnie czy nie jestem czasem w ciąży. Zaprzeczyłam, ale mój mąż z lekka z procentami w głowie powiedział oj daj spokój im możesz powiedzieć. Więc powiedziałam, ale by trzymali język za zębami bo czekamy z rozgłaszaniem szczęśliwej nowiny do końca I trymestru.
Wie jedna osoba, której musiałam przekazać tą szczęśliwą nowinę bo była to jedyna okazja by powiedzieć jej o tym osobiście, a nie mailowo :) I mówi, zapewnia, że będzie dobrze i wiem, że tak będzie :)
O tym, że jestem w ciąży. Ciągle się zastanawiam czy już tak widać, czy w pracy nie widzą, skoro dawno nie widziany wspólny kolega spotyka nas na ulicy ja w płaszczu, a on wypala w ciąży jesteś. Tak jestem, ale prośba ciiiii, dyskrecja.
6.11 nastał z wielkim oczekiwaniem udaliśmy się na USG genetyczne byliśmy zapisani do prof. Ale co mnie już na samamy początku wkurzyło to, że prywatna klinika za USG płacisz nie małe pieniądze bo 200 stówki, a opóźnienie w przyjęciach godzinne. Powiedziałam, że nie będę tyle czekać tym bardziej na zegarze była 18.30 Lulcia u rodziców, a ja godz mam czekać, zapytałam się czy jest inny lekarz. I tak skierowaliśmy się do lekarza nie prof, u którego za wizytę zapłaciliśmy o 20 zł mniej, a że mój mąż ma doskonałą pamięć powiedział, że u pana dr byliśmy na USG 3D z Lulcią. Dzidziuś fikał w brzuszku jak szalony i rozwija się na 5 + wszystkie parametry są ok, wszystkie narządy rozwijają się prawidłowo, a nasz okruszek tak cudnie ssał swoją maleńką rączkę co udało się uchwycić na zdjęciu pan dr. Dostaliśmy też płytkę z nagranym badaniem, słyszeliśmy bicie serduszka i przepływ krwi i zdjęcie 3D, na którym dzidziuś jest jeszcze taki drobniutki, maluśki, te maleńkie wiotkie kosteczki tak doskonale widać, nasz okruszek. Płeć podobnie jak z Lulcią nie chcemy znać, zaraz na samym początku zapowiedzieliśmy lekarzowi, on tylko spytał czy pierwszy był chłopiec, więc możecie obstawiać, termin z USG potwierdzony jak z @ 15.05 póki co.
A dzień później 7.11 kiedy emocje już zeszły i wszystko już było wiadomo mogliśmy zrobić wielki uff o naszej cudownej wiadomości powiedzieliśmy moim rodzicom, którzy bardzo się ucieszyli, a mama zostało utwierdzona w przekonaniu, że się nie myliła, co do swoich przeczuć.
Trochę na ten 2015 rok wśród bliskich mi osób będzie dzieci. Zaczyna koleżanka ze studiów dziewczynka termin ma na 09.01 drugie dziecko, druga córka, potem moja bratowa termin ma na 15.02 płeć nie znana też drugie dziecko, pierwsza córka, przeczucia mają na syna, potem my, a na końcu, przyjaciele 1.06 pierworódka, płeć nie znana, chcieliby syna.
I tak o naszej nowinie wiecie i Wy. Teraz przed nami wyjazd w Góry Stołowe na Weekend Listopadowy, a po powrocie z niego chcę poinformować mojego pracodawcę o moim stanie odmiennym. Trzymajcie kciuki by dobrze poszło !
Zaczęłam 15 tydzień !
Czy któraś z Was może mi podesłać linka do suwaczka, na którym pływa dzidziuś w brzuszku i odlicza się czas do porodu będę dźwięczna :) bardzo :) jeśli wiecie o co mi chodzi.
A jednak zapiski ciążowe ujrzały światło dzienne :)
Szczypta o Mnie
Jestem w ciąży ! Test to potwierdził, ale czemu się nie cieszę. Nie ciesze się, bo towarzyszy mi strach. Wierzę jednak, że wszystko będzie tym razem w porządku, że nie powtórzy się już to co mnie/nas spotkało w maju. Jednak na tą chwilę, a jest to 7 tydzień ciąży wie przyszła mama i tata nikt więcej. Czekam z niecierpliwością na wizytę na 30.09, na oficjalne potwierdzenie dobrych wieści, a co do powiadomień o dobrych nowinach póki co mam zamiar czekać do końca pierwszego trymestru, ale to póki co założenia jak wyjdzie zobaczymy. Zapiski będą dość chaotyczne, ale mnie to nie przeszkadza, ba szczerze nie wiem czy ujrzą kiedyś światło dzienne.
Ale do rzeczy.
Dzieciątko wszystko na to wskazuje zostało poczęte na naszych greckich wakacjach w dniu urodzin mężusia tak świętowaliśmy owocnie :) Testu nie zrobiłam zaraz od razu, natychmiast, odwlekałam to w czasie, zrobiłam dopiero po ok 10 dniach od braku @ choć wiedziałam, co jest na rzeczy.
A jaki jest początek tej ciąży. Ano podobny do pierwszej owocnej ciąży z Lulcią. Dopadło mnie przeziębienie, z którego nie udało mi się wykaraskać.Musiałam zażyć niestety antybiotyk. Siła wyższa. Lekarz po tygodniu łykania syropu z cebulki i nasilającym się kaszlu dostałam Amotaks, bezpieczny dla dzidziusia, choć wiadomo, że antybiotyki dobre nie są, ale wierze, że będzie, jest wszystko ok. W fakcie tym utwierdził mnie też lekarz mój i pulmonolog. Z Lulcią też miałam przeziębienie i ogólne samopoczucie na grypę, ale udało się wykaraskać. Dokucza mi strasznie wilczy apetyt podobnie teraz jak i z Lulcią nie towarzyszą mi nudności, a wilczy głód. Jestem ciągle nie najedzona, co zjem to zaraz czuję ssanie w żołądku, jadłabym non stop, masakra już przytyłam 1,5 kg jak tak dalej pójdzie to będę jak wieloryb, ograniczam się jak mogę rozdzielam sobie posiłki na mniejsze, a częstsze, zapijam się herbatą, albo wodą, ale to nic nie pomaga jestem ciągle głodna, byle do 14.11 wtedy koniec pierwszego trymestru i mam nadzieje, że wilczy głód mi odpuści, mówię Wam masakra :/ Co prócz tego moje piersi są bardzo wrażliwe i tkliwe na dotyk, po za tym już nabrały większych kształtów :), a po za tym senność mega senność, w pracy póki co 8 godz jestem i walczę ze snem. Staram się chodzić wcześniej spać, ale o 14 łapie mnie kryzys snu, po powrocie do domu jak jest okazja staram się choć na chwilkę zdrzemnąć, albo choć na chwilkę się położyć i odpocząć, choć jest to trudne przy aktywnej trzylatce. I tak nam lecą kolejne dni i tygodnie, a każdy tydzień zbliża nas do końca pierwszego trymestru.
30.09 pierwsza wizyta u gina. Ginekolog prowadzi ciąże inny ze szpitala prowadził mnie podczas poronienia i wywarł na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Miły, współczujący, odpowiadał na każde pytanie i wiedziałam, że do niego pójdę na wizyty kontrolne. Zresztą zlecił mi po poronieniu szereg badań by może znaleźć przyczynę czemu tak się stało z badań nic nie znalazł. Tak miało być. Z Panem dr miałam do czynienia pamiętam bo jest bardzo przystojny :) podczas porodu z Lulcią, bo szpital nie zmiennie ten sam.
Po badaniu i wywiadzie pan dr potwierdził ciążę, teraz tylko trzeba dokładnie się przyjrzeć co tam w środku piszczy. Pierwsze USG mamy 16.10. A co po za tym na wizycie. Przepisana została mi luteina 2xdziennie, ciąża wyższego ryzyka ze względu na poronienie, które miało miejsce w maju, więc mam się oszczędzać, nie przemęczać i nie forsować. Hmm łatwo powiedzieć trudniej zrobić.
O ciąży nadal wiedzą tylko przyszła mama i tata. Tak jak mówiłam mamy zamiar przekazać radosną nowinę kiedy pierwszy trymestr się skończy. Pracuję nadal, pytałam się gina wyraził zgodę ze względu na prace siedzącą, lekka, przy kompie z informacją, że w każdym momencie mogę prosić o zwolnienie. W pracy pracuję na pełen etat 8 godzin i pracodawca póki co nic jeszcze nie wie zamierzam powiedzieć po USG. Spytać można czemu nic nie wie, a no temu, że troszkę gdzieś tam mam pewne obaw, a składa się na to kilka bardzo ważnych, istotnych czynników.
Głodna nadal jestem jem strasznie dużo przytyłam 5 kg rozumiecie to 5 kg jak tak dalej pójdzie będzie masakra, ale ja Wam mówię z ręką na ręku, że jak nie zjem to mam mdłości. Tak było w miniona sobotę 4.10 kiedy wracałam ze swoim tatą z działki. Przed wyjazdem zjadłam zupę, ale po jakimś czasie byłam wciąż głodna, i ten cholerny głód przerodził się w tak masakrystyczne mdłości, że jadąc autem musiałam przerwać rozmowę z mama przez telefon, otworzyć okno, bo myślałam, że wystawię łeb przez okno i się zerzygam. Wpadłam do domu rozebrałam się w piżamę, pociumałam spagethi, które zrobił mój kochany mąż, ale wyjątkowy miałam wstręt jak na nie patrzyłam i poszłam spać, a na zegarze była 19. Chwile poleżałam zasnąć nie mogłam i miałam pierwsze spotkanie tej ciąży z toaletą, ale od razu lepiej się zrobiło, zasnęłam i spałam do rana i w końcu chyba się wyspałam.
Czekamy do 16.10 na USG. W głowie mam USG genetyczne ze względu na poronienie muszę w końcu się zapisać.
16 minął jestem po USG. Kamień spadł mi z serca wszystko w porządku ciąża żywa, na tym etapie prawidłowa wg. USG 9 tydzień, termin na 15.05.2015 zrządzenie losu tego dnia wydarzyło się to co bym chciała wymazać na zawsze z pamięci.
Dzidziuś żywy, było widać bijące serduszko. I tyle na tym etapie. Pytałam się o badania genetyczne polecił mi lekarz przychodnie gdzie najlepiej robić i w jakim okresie. Musze w końcu wykręcić nr i się zapisać, bo wspólnie z mężem podjęliśmy decyzję na tak.
Teraz badania krwi i moczu przede mną. A kolejna wizyta już 28.10.
O naszym cudzie jeszcze nikt nic nie wiem. Wiem, wiem muszę w końcu to powiedzieć, rodzina dowie się po zakończonym pierwszym trymestrze tak jak powiedziałam już bliżej jak dalej, a w pracy ciągle gdzieś mały strach mi towarzyszy, ale w końcu muszę się zebrać w sobie.
Z dolegliwości ciążowych nic się nie zmieniło ssanie mam wciąż, a dziś pojawiła się zgaga po zjedzeniu pączka, oby to jednorazowe, bo w pierwszej ciąży zgaga była, ale pod koniec ciąży, a nie na początku i był to kosmos.
Ostatnio mama była u mnie, a ja standardowo dres na sobie. Brzuszek mi trochę wydęło. Na co mama pytanie mnie" Czy Ty jesteś w ciąży taki brzuch masz, a nigdy takiego nie miałaś"
Pomyśleć możecie wariatka, ale ja zaprzeczyłam powiedziałam najadłam się. Nie chciałam w takiej formie ją informować, chcemy o tym razem powiedzieć kiedy I trymestr się skończy,pokazać zdjęcia, wiedzieć, że wszystko jest w porządku, a już bliżej jak dalej.
W piątek ostatni byliśmy u przyjaciół pojechaliśmy autem ja prowadzić miałam w powrotną stronę, bo nie pijąca wiadomo. Przyjaciółka trochę z lekka zdziwiona i rozczarowana była, że kierowcą jestem i prowadzę, bo się nie napijemy. W połowie imprezy spytała się mnie czy nie jestem czasem w ciąży. Zaprzeczyłam, ale mój mąż z lekka z procentami w głowie powiedział oj daj spokój im możesz powiedzieć. Więc powiedziałam, ale by trzymali język za zębami bo czekamy z rozgłaszaniem szczęśliwej nowiny do końca I trymestru.
Wie jedna osoba, której musiałam przekazać tą szczęśliwą nowinę bo była to jedyna okazja by powiedzieć jej o tym osobiście, a nie mailowo :) I mówi, zapewnia, że będzie dobrze i wiem, że tak będzie :)
O tym, że jestem w ciąży. Ciągle się zastanawiam czy już tak widać, czy w pracy nie widzą, skoro dawno nie widziany wspólny kolega spotyka nas na ulicy ja w płaszczu, a on wypala w ciąży jesteś. Tak jestem, ale prośba ciiiii, dyskrecja.
6.11 nastał z wielkim oczekiwaniem udaliśmy się na USG genetyczne byliśmy zapisani do prof. Ale co mnie już na samamy początku wkurzyło to, że prywatna klinika za USG płacisz nie małe pieniądze bo 200 stówki, a opóźnienie w przyjęciach godzinne. Powiedziałam, że nie będę tyle czekać tym bardziej na zegarze była 18.30 Lulcia u rodziców, a ja godz mam czekać, zapytałam się czy jest inny lekarz. I tak skierowaliśmy się do lekarza nie prof, u którego za wizytę zapłaciliśmy o 20 zł mniej, a że mój mąż ma doskonałą pamięć powiedział, że u pana dr byliśmy na USG 3D z Lulcią. Dzidziuś fikał w brzuszku jak szalony i rozwija się na 5 + wszystkie parametry są ok, wszystkie narządy rozwijają się prawidłowo, a nasz okruszek tak cudnie ssał swoją maleńką rączkę co udało się uchwycić na zdjęciu pan dr. Dostaliśmy też płytkę z nagranym badaniem, słyszeliśmy bicie serduszka i przepływ krwi i zdjęcie 3D, na którym dzidziuś jest jeszcze taki drobniutki, maluśki, te maleńkie wiotkie kosteczki tak doskonale widać, nasz okruszek. Płeć podobnie jak z Lulcią nie chcemy znać, zaraz na samym początku zapowiedzieliśmy lekarzowi, on tylko spytał czy pierwszy był chłopiec, więc możecie obstawiać, termin z USG potwierdzony jak z @ 15.05 póki co.
A dzień później 7.11 kiedy emocje już zeszły i wszystko już było wiadomo mogliśmy zrobić wielki uff o naszej cudownej wiadomości powiedzieliśmy moim rodzicom, którzy bardzo się ucieszyli, a mama zostało utwierdzona w przekonaniu, że się nie myliła, co do swoich przeczuć.
Trochę na ten 2015 rok wśród bliskich mi osób będzie dzieci. Zaczyna koleżanka ze studiów dziewczynka termin ma na 09.01 drugie dziecko, druga córka, potem moja bratowa termin ma na 15.02 płeć nie znana też drugie dziecko, pierwsza córka, przeczucia mają na syna, potem my, a na końcu, przyjaciele 1.06 pierworódka, płeć nie znana, chcieliby syna.
I tak o naszej nowinie wiecie i Wy. Teraz przed nami wyjazd w Góry Stołowe na Weekend Listopadowy, a po powrocie z niego chcę poinformować mojego pracodawcę o moim stanie odmiennym. Trzymajcie kciuki by dobrze poszło !
Zaczęłam 15 tydzień !
Czy któraś z Was może mi podesłać linka do suwaczka, na którym pływa dzidziuś w brzuszku i odlicza się czas do porodu będę dźwięczna :) bardzo :) jeśli wiecie o co mi chodzi.
A jednak zapiski ciążowe ujrzały światło dzienne :)
Szczypta o Mnie
Listopadowa niedziela była słoneczna, ciepła i bardzo przyjemna. Ach zdecydowanie Lubię to !
Lulcia dała pospać rodzicom do 9:00, potem figle w łóżku do 10:00, późna niedzielna jajecznica, a potem.
Aqupark Fala. Wstyd się przyznać, ale byłam tam pierwszy raz. I jakie moje wrażenia. fantastyczne. Bardzo dużo atrakcji dla dzieci, chyba więcej jak dla tych starych. Głównie zjeżdżalnie, różnej długości, różnej trudności, każda przez naszą Lulcię musiała być wypróbowana, nie było innej opcji. najbardziej do gustu przypadła jej zjeżdżalnia 3-torowa notabene, ta na którą wejście było od 6 lat. Wariowała na niej jak dzika, maszerując po schodkach wszyscy najmniejszego człowieka przepuszczali, sama siadała i fruu zjeżdżała i za każdym razem ten sam tekst jeście ras.
I tych razów końca nie było widać. Co jeszcze mnie urzekło na Fali. bardzo dobrze przygotowane zaplecze pod kątem małych gości. W szatani przewijaki, pod prysznicem krzesełko plastikowe takie najzwyklejsze do karmienia, ale dzięki niemu mama może spokojnie się umyć, a na basenie temperatura przyjazna dzieciom, bo gdy wyjdą z wody nie muszą z zimna szczękać zębami temp powietrza 28 stopni i turystyczne łóżeczka, w które tych najmniejszych można wsadzić, utulić do snu, łatwe w obsłudze suszarki do włosów, które obsłużą małe rączki. Po 2 godzinnym szaleństwie opuściliśmy mury Fali, ale z pewnością będziemy ją częściej odwiedzać, myślę, że co tydzień w niedziele to dobra opcja.
A, że woda wyciąga głód pomaszerowaliśmy na niedzielny obiad do nowo otwartej naleśnikarni Pan Kejk. Wystrój przyjemny, naleśniki dobre, ale nie tak dobre jak w Manekinie. Tak więc manekin nr 1 :)
I tak nam upłynęła niedziela. Kiedy już na dobre utknęliśmy w domowych pieleszach tatko zaproponował wieczorny spacer na cmentarz by popatrzeć na blask tak pięknie wyglądających grobów wieczorem. Niewiele myśląc, bo uwielbiam taki widok cmentarza wybraliśmy się na wieczorny spacer. Mama z tatą dzielnie tłumaczyli Lulci co to jest cmentarz i po co tam się chodzi, ale nasze dziecko zrozumiał nasz przekaz po swojemu. I tak odebrała swoją pierwszą wizytę na cmentarzu i palące się znicze jako odśpiewanie STO LAT. Zatrzymywała się przy każdym grobie stawała blisko zniczy i zaczynała swój wokal śpiewem
STO LAT. Miny rodziców i innych ludzi bezcenne.
Szczypta o Mnie
Lulcia dała pospać rodzicom do 9:00, potem figle w łóżku do 10:00, późna niedzielna jajecznica, a potem.
Aqupark Fala. Wstyd się przyznać, ale byłam tam pierwszy raz. I jakie moje wrażenia. fantastyczne. Bardzo dużo atrakcji dla dzieci, chyba więcej jak dla tych starych. Głównie zjeżdżalnie, różnej długości, różnej trudności, każda przez naszą Lulcię musiała być wypróbowana, nie było innej opcji. najbardziej do gustu przypadła jej zjeżdżalnia 3-torowa notabene, ta na którą wejście było od 6 lat. Wariowała na niej jak dzika, maszerując po schodkach wszyscy najmniejszego człowieka przepuszczali, sama siadała i fruu zjeżdżała i za każdym razem ten sam tekst jeście ras.
I tych razów końca nie było widać. Co jeszcze mnie urzekło na Fali. bardzo dobrze przygotowane zaplecze pod kątem małych gości. W szatani przewijaki, pod prysznicem krzesełko plastikowe takie najzwyklejsze do karmienia, ale dzięki niemu mama może spokojnie się umyć, a na basenie temperatura przyjazna dzieciom, bo gdy wyjdą z wody nie muszą z zimna szczękać zębami temp powietrza 28 stopni i turystyczne łóżeczka, w które tych najmniejszych można wsadzić, utulić do snu, łatwe w obsłudze suszarki do włosów, które obsłużą małe rączki. Po 2 godzinnym szaleństwie opuściliśmy mury Fali, ale z pewnością będziemy ją częściej odwiedzać, myślę, że co tydzień w niedziele to dobra opcja.
A, że woda wyciąga głód pomaszerowaliśmy na niedzielny obiad do nowo otwartej naleśnikarni Pan Kejk. Wystrój przyjemny, naleśniki dobre, ale nie tak dobre jak w Manekinie. Tak więc manekin nr 1 :)
I tak nam upłynęła niedziela. Kiedy już na dobre utknęliśmy w domowych pieleszach tatko zaproponował wieczorny spacer na cmentarz by popatrzeć na blask tak pięknie wyglądających grobów wieczorem. Niewiele myśląc, bo uwielbiam taki widok cmentarza wybraliśmy się na wieczorny spacer. Mama z tatą dzielnie tłumaczyli Lulci co to jest cmentarz i po co tam się chodzi, ale nasze dziecko zrozumiał nasz przekaz po swojemu. I tak odebrała swoją pierwszą wizytę na cmentarzu i palące się znicze jako odśpiewanie STO LAT. Zatrzymywała się przy każdym grobie stawała blisko zniczy i zaczynała swój wokal śpiewem
STO LAT. Miny rodziców i innych ludzi bezcenne.
A kiedyś będzie nas więcej...kiedyś będzie nas czworo...:*